niedziela, 12 października 2014

ciąg dalszy produktów bez wkładek wszelakich...

   

   Jak biorę do ręki różne produkty z podtekstem "dla dzieci" i widzę polepszacze,E i inne tego typu cuda wianki w jedzonku dla milusińskich.To nóż mi się w kieszeni otwiera i rani boleśnie!
   Kup tu człowieku biszkopciki bez wkładek.No nie da się.Wkurzyłam się i upiekłam sama.Machnęłam nawet takie podłużne żeby do łapy dać i wsio.Samoobsługa będzie.
   Przetestowałam dziś na mojej Julci biszkopciki.Mało brakowało a wyrywałaby mi z ręki.Nie mogłam dać całego do ręki bo od razu pakowała go do buzi.Musiały być malutkie kawalątki lub trzeba było trzymać w ręce i dozować ilość dziabniętego kawałka.Musiałam mocno uważać na palce bo chciała dziabnąć z rozpędu coby więcej do paszczydła wpadło.
   Biszkopcik jest namber łan.Nic co do tej pory jadła tak mocno nie podpasowało dziecięciu.Aż miło było popatrzeć.
 
   

4 komentarze: