poniedziałek, 16 czerwca 2014

trochę ekologii ...


    Może ja super eko nie jestem.Rozglądając się po znajomych wydaje mi się,że jednak jestem najbardziej z nich wszystkich.Staram się jak potrafię,jak siły i inwencja pozwala.
   Warzywa mam eko,chyba,że muszę wykonać jakiś oprysk w ramach "ostatniej deski ratunku" jak już wszystko zawiodło i nic nie da się zrobić.Połyśnice marchwiankę tolerowałam ostatnie dwa lata,ale małpa tak się ponarowiła,że w tamtym roku całą taczkę marchwi musiałam wywalić.Wściekła byłam jak diabli!W tym roku kombinuję z wyciągiem z czosnku.Najpierw kupiłam w sklepie gotowy.Zapłaciłam konkretną cenę i stwierdziłam,że ja przecież sama mogę to tałatajstwo zrobić.Zrobiłam i pryskałam.Jak już zrobiłam 10l. to okazało się,że to dobre też na mszyce,wielkopąkowca porzeczkowego i wszelkie choroby grzybowe.Tak więc dostało się:ogórkom,pomidorom,fasoli,marchwi przede wszystkim i winorośli(oj lubią ją mączniaki,zobaczymy jak profilaktyka wyjdzie).W tamtym roku nie wpadłam na ten pomysł,a pryskać nie chciałam bo z racji ciąży nie chciałam niczego co chemiczne dotykać.Tak więc rozpanoszyły się u mnie wszystkie możliwe choroby grzybowe,mszyce i nieszczęsna połyśnica marchwianka.
   Kiedyś nie było takiej świadomości eko,człowiek wrzucał wszelkiego rodzaju świństwa do jedzenia,zakładał dziecku pieluchę jednorazową i cieszył się jak głupi,że wygoda,że fajnie jest.
Otóż nie jest fajnie bo wygodnie to jak najbardziej.
Micha u nas już bez wszelkich polepszaczy jest a dupsko Julci w pieluchach wielorazowych.
   Dumna i blada jestem z siebie.10 miesięcy mija a ja nadal nie poddałam się z pieluchami.Nawet coś dokupiłam,chociaż u nas przede wszystkim same szyte przeze mnie są.Wkłady,formowanki dla noworodka to szyłam.Zakupiłam tylko otulaczyki i kilka kieszonek bo kręcący się szkrab to nie to samo co leżący plackiem newborn.Córcia nie ma czerwonej pupci,odparzeń,a wyprać w tych warunkach technologicznych to pikuś(pan Pikuś).Najbardziej lubię ją w zwykłej tetrze.Czysto,schludnie i ekologicznie.Nie to co pielucha jednorazowa która ma w sobie całą tablicę Mendelejewa i pół szklanki ropy!
   W tamtym roku jak byłam w ciąży i trzeba było sprzątnąć łazienkę to słabo mi się robiło.Chemia mnie dusiła i nie dało rady nic zrobić.Znaczy się ochrona życia poczętego raz jeszcze.Przerzuciłam się na środki eko:ocet,soda,olejki naturalne i woda!Sprzątam tak do tej pory i liczę po cichu dni kiedy wykończę te środki które zostały mi z zamierzchłych czasów.Bo od czasu do czasu coś użyję,żeby wykończyć to co zostało.Zbliża się bowiem nieubłaganie czas eksploracji podłogi i szafek przez moją młodszą latorośl.Wolałabym,żeby nie było tam rzeczy typu kret.
Chemia + dziecko = nieszczęście!! 



 Pierwsze 3 zdjęcia to moja produkcja:hand made by lucysia.Ostatnie to zakupione kieszonki.Kolory boskie,funkcjonalność super.Miałam jeszcze otulacze,ale wyrosło mi dziecisko jakoś tak mimochodem.

2 komentarze:

  1. No proszę, szyjesz sama dla Julci. A za tę ekologię, zwłaszcza w łazience, to Cię podziwiam - ja za leniwa jestem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Proszę o samouczek ekologicznej łazienki :)

    OdpowiedzUsuń